Termoforku mój kochany!
Korzystając z niebywałej wręcz okazji postanowiłam zrobić test termoforów. Okazja jest, bo stres i brak rozluźnienia (moja wina) zrobiły mi ku-ku i zrobiły ból tu i tam. A jedną z metod pracy z takim bólem jest wygrzanie. Na warsztat poszły więc różne rodzaje termoforów i ogrzewaczy. Jedne fajne inne beznadziejne. A to efekty mojej zabawy:
1. Termofor z pestkami wiśni.
Nie mam mikrofali, więc nagrzałam go w piekarniku. Nie lubię go. Długo wygrzewany stracił temperaturę w pięć minut. Nie podoba mi się też to, że jest bardzo lekki. Jeśli miałabym go użyć na brzuszek dziecka, to jednak wolałabym, żeby miał trochę większy ciężar. Nie przemawia do mnie w ogóle argument, że jest niby bezpieczniejszy od termoforu z wodą (o zasadach bezpieczeństwa czytaj na dole). W necie piszą, że ten gumowy może pęknąć i woda może poparzyć skórę. Ten za to można przegryźć (dziecko) a pestki w buzi to nie dobry pomysł. Ogólnie nie kupuję tego.
2. Żelowy woreczek.
Fajny. Długo trzyma ciepło. Można go ogrzać w garnku z wodą lub w piekarniku. Położyłam na materiale w wyłączonym, gorącym piekarniku. Ma swój ciężar, co jest dla mnie plusem. Raczej trwały.
3. Żelowy, ale w woreczku są żelowe kuleczki.
Super sprawa, bo taki można też zamrozić, a kuleczki sprawiają, że nie jest sztywny. Długo trzyma ciepło. Nagrzewa się w mikrofali, gorącej wodzie lub w piekarniku (patrz punkt 2). Są robione w różnych wielkościach i kształtach, często z gumką do mocowania na stawie czy kończynie. Są takie dla mam karmiących w kształcie dostosowanym do piersi! Love it!
4. Tradycyjny termofor na wodę.
Ten to przytula! I łatwo dobrać temperaturę. Oczywiście nie wlewamy tam wrzątku. Ma ciężar jaki lubię, długo oddaje ciepło. Można porządnie wygrzać spięte miejsce. Uwielbiam termofory z pluszakami czy ubrankami. Takie trzymają ciepło jeszcze dłużej i powoli wygrzewają.
5. Kocyk elektryczny.
Lubię, choć to jest jakby inne ciepło… Wydaje mi się (to moje subiektywne odczucie), że ciało jakby szybciej się wychładzało po ogrzaniu takim kocykiem. Może mam zrytą głowę. Cóż. Fajny gadżet.
6. Ogrzewacz chemiczny- taki co go łamiesz i robi się ciepły.
Fajny do ogrzania rąk w zimie, ale jako termofor i ogrzanie mięśni jak dla mnie za słaby.
7. Maści i żele ogrzewające.
Nie lubię, nie stosuję. Nie jestem farmakologiem, nie będę polecać czy odradzać takich rzeczy. Na pewno mają działanie miejscowe, a ja ty chciałam dotrzeć do głębszych mięśni, więc to inne działanie.
A teraz bezpieczeństwo!
Grzejemy osoby świadome, w kontakcie, umiejące prawidłowo zareagować na bodziec. Czyli jeśli nie ma czucia to nie grzej, bo możesz oparzyć. Duża uwaga u dzieciaczków, bo nie chcemy ich przegrzewać, czyli dorosły pilnuje temperatury ciała dziecka.
Jeśli chodzi o sprzęt to każdy ma swoją wytrzymałość. Guma czy plastik ulegają uszkodzeniom, materiał może się przecierać. Jeśli chcemy korzystać ze sprzętów bezpiecznie to sprawdzamy je dokładnie przed użyciem.