Takie pytanie często słyszę na warsztatach dla pełzaczków.
Zaczęłam analizować temat, no bo jedni mówią swoje, a inni jeszcze coś innego. Rzeczywiście można oszaleć. Zwłaszcza, że niemal na każdym kroku słyszymy, że w jakiś sposób możemy zaszkodzić dziecku. A to wkładając je do chodzika, a to kupując złe nosidło itd. Nosidła i chodziki zostawimy na inny dzień.
Dzisiaj omówmy noszenie dziecka na rękach.
Z mojej analizy wynikło coś całkiem ciekawego. Koniecznie dajcie mi znać, co Wy sądzicie na ten temat. Postanowiłam (znowu) przyjrzeć się naturze. I tak zauważyłam, że wiele gatunków oprócz tego, że układa swoje młode na brzuchu, to także nosi swoje maleństwa. Jednak nigdy przodem do świata. Maleństwo zawsze jest zwrócone buzią do mamy. W taki sposób może ono przytrzymywać się futra, tak ma bliżej do sutka, tak czuje się bezpieczne, bo wtulone w mamę czuje jej oddech i serce.
Jak to się ma do rozwoju dziecka?
Tu też ciekawostka. Noszenie dziecka przodem do siebie, wspiera nie tylko rozwój postawy. To opisałam w poście „Tak mnie naszło…”. Wspiera też rozwój emocjonalny, dostarczając mniejszej ilości bodźców, niż to jest w przypadku noszenia przodem. Tak, wiem. Dziecko w pewnym wieku zaczyna się rozglądać i chce widzieć więcej. Ale nosząc je przodem do świata, dostarczamy mu wszystkich bodźców i to jednocześnie. Nosząc dziecko przodem do siebie, i tak może ono się obejrzeć gdy jest czymś zainteresowane. Zrobi to na pewno, ćwicząc jednocześnie umiejętność trzymania główki i obrotów. Pamiętaj, że za dużo bodźców jest równie, a czasem nawet bardziej niebezpieczne dla harmonijnego rozwoju dziecka niż ich zbyt mała ilość.
Czy sadzać dziecko jeszcze nie siedzące samodzielnie na swoich kolanach?
Tu temat wygląda identycznie jak w przypadku leżaczków. Dziecko ułożone w ten sposób (bo samo nie siedzi) będzie wzmacniało mięśnie brzucha ciągnąc ciałko do siadu chcąc się rozejrzeć, co jest naturalne. Gdy ułożysz dziecko brzuszkiem na swoim brzuchu, będzie prostowało się do tyłu, do naturalnej pozycji zmierzającej do raczkowania, samodzielnego siedzenia i stania. I tu znów jestem za tym, żeby słuchać natury – ona to świetnie poukładała 😉