Cesarskie cięcie na rządanie, czyli jak idąc na skróty wydłużamy sobie drogę.

27 października 2017

Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie za ten tekst 😉 ale postanowiłam to opisać.

Chcę opisać Wam poród.

Ten fizjologiczny czyli  siłami natury, i ten operacyjny, bo cesarskie cięcie to operacja. I nie piszę tu o przypadkach, gdzie operacja ta jest wykonywana w celu ratowania życia dziecka lub mamy- to wiadomo, że jest to konieczne. Piszę o przypadkach, gdzie mamy boją się bólu, gdzie nie chcą się męczyć, gdzie nie mają wskazań medycznych. Kobiety chcą łatwo i bez wysiłku dostać dziecko w ramiona. Przypominam, nie mając wskazań medycznych…

Ciało kobiety przygotowuje się do porodu od chwili poczęcia dziecka. Praktycznie przez dziewięć miesięcy trwania ciąży toczą się procesy, dzięki którym możliwy będzie poród. Taka jest natura. Także sam poród jest bardzo przemyślany przez naturę. Długi pierwszy okres porodu, gdy skurcze narastają a szyjka macicy rozwiera się przygotowuje matkę do podjęcia wielkiego wysiłku a dziecko stymuluje do późniejszego samodzielnego życia. Mamy tu duże bodźce czuciowe a także przygotowanie całego ciała do przyjścia na świat. W tym procesie dziecko szykuje się do narodzin.

Gdy zaczyna się drugi okres porodu, czyli wypieranie dziecka na świat – jest to czas do dwóch godzin – następuje cała seria zdarzeń, dzięki którym dziecko dostaje bodźce – masaż buźki przy przejściu przez kanał rodny (cała seria odruchów oralnych), a dalej klatki piersiowej- dzięki czemu z płuc usunięty jest w naturalny sposób płyn owodniowy, przygotowując malucha do samodzielnego oddychania, potem masaż brzuszka w kanale rodnym pobudzi jego jelitka, zmiany pozycji główki stymulują odruchy posturalne, a samo przejście przez kanał rodny dostarczy do ciałka dziecka pierwsze bakterie, które będą podstawą budowania flory bakteryjnej jelit i później odporności naszego potomka.

To teraz cesarskie cięcie.

Czasem mamy skurcze, czasem nie mamy żadnej czynności przepowiadającej poród, więc na masaż raczej nie mamy co liczyć. Po znieczuleniu mamy rozcinane powłoki brzuszne. Przecinane są wszystkie warstwy mięśni i sama macica, i wyjmowane dziecko, nawiasem pisząc w dość brutalny sposób. Po prostu wkładamy ręce do brzucha i wyjmujemy dziecko, które nie przeszło naturalnego procesu przygotowania do porodu (można powiedzieć, że nie wie co się dzieje). Po wyjęciu malucha musimy go odessać. Płyny z płuc trzeba usunąć, a że nie było masażu w kanale rodnym to trzeba to zrobić inaczej. Wkładamy maluchowi rurkę ssaka do buźki i odsysamy płyn. Koniec.

A! Nie, to nie jest koniec!

Po oczyszczeniu jamy macicy zaszywa się ją, potem mięśnie brzucha, potem skórę. Jak mamy szczęście to usłyszymy, że bliznę musimy masować. Ale zazwyczaj nie mamy pojęcia jak z nią pracować. Taka blizna, takie uszkodzenia mięśni i powięzi będą skutkowały w całym Twoim przyszłym życiu. Dopiero teraz powinien pojawić się wysiłek sporej rehabilitacji mięśni brzucha, mobilizacji blizny, statyki ciała… A jak nie, to prędzej czy później pojawią się bóle np. kręgosłupa.

A, no i taki poród nie ochroni nas przed obniżaniem narządów czy nietrzymaniem moczu – obciąża nas cała ciąża. Co prawda w pierwszym okresie po porodzie nietrzymanie moczu dotyczy częściej Pań rodzących naturalnie, ale na dłuższą metę nie ma to większego znaczenia 😉

Podsumowując.

Poród jest bolesny. Warto jest się na ten ból przygotować, bo po cc też zabawnie nie jest 😉 Warto dla dobra dziecka i swojego również. W dłuższej perspektywie lepiej świadomie przygotować się do porodu, świadomie pracować dnem miednicy i oddechem w czasie skurczy, niż zdjąć z siebie odpowiedzialność i czekać aż dziecko się urodzi :samo” ;). I ostatni raz zaznaczam. Nie potępiam cesarek ze wskazań medycznych, tu nie ma dyskusji. Moje przemyślenia dotyczą próby pójścia na skróty, która ostatecznie okazuje się najdłuższym skrótem w naszym życiu.