Wyścigi w toalecie czyli taki kobiecy sport…

2 kwietnia 2018
Wyścigi w toalecie czyli taki kobiecy sport…

Wiecie co kiedyś mnie zastanawiało? Otóż zauważyłam, że mój mąż spędza w toalecie dwa razy więcej czasu niż ja. I nie mówię tu o siedzeniu z lekturą, ale o „szybkim” załatwieniu swoich potrzeb. Często, gdy wyprzedził mnie w drodze do toalety i zmuszona byłam czekać przed drzwiami przeskakując z nogi na nogę, myślałam sobie „kurcze, ile można sikać?”. No, przecież to nic trudnego, siadasz, wyginasz się do przodu i popchasz, żeby szybciej leciało  Całe życie taki był schemat moich wizyt w toalecie- jak najszybciej się wysiusiać, bo przecież mam tak mało czasu.

Kiedy zaczęłam uczyć się o prawidłowych zachowaniach w toalecie i przeczytałam „nie wolno przeć” to bardzo się zdziwiłam. No bo jak to? Tak w ogóle bez parcia? Przecież tak się nie da! I nawet spróbowałam, i nie dało się  

Dlaczego?

Ponieważ nie wiedziałam które mięśnie i w jaki sposób rozluźnić, bo całe życie mówiono mi, że należy je ćwiczy poprzez zaciskanie tak jak podczas wstrzymywania moczu. I tak się nauczyłam, i mój mózg też nauczył się zależności pomiędzy mikcją i zaciskaniem. Nauka rozluźnienia zajęła mi kilka tygodni. A teraz gdy prowadzę spotkania z kobietami i opowiadam o tym jak powinno to wyglądać i pokazuję co zazwyczaj robimy to wszystkie panie się śmieją i potwierdzają ten nasz damski sport- wysikać się jak najszybciej. Bo co? Bo mocz spłynie mi po pośladku.  Będzie słychać jak sikam. Dlatego, ze nie mam czasu.

Na to odpowiadam: mamy papier/chusteczki nawilżane, a co ma być słychać w toalecie, zaoszczędzisz 10 sekund? Tak. Przez ten pośpiech robimy sobie krzywdę, i to kilka razy dziennie, siedem dni w tygodniu, 365 dni w roku! Każdego dnia gdy przesz na mocz obniżasz narządy wewnętrzne, rozciągasz pochwę, osłabiasz dno miednicy. Rehabilitacja takich spraw trwa miesiącami… Warto? Chyba nie. A może skończyć z wyścigami i popatrzeć jak to robią nasi wyluzowani mężczyźni