Jak wyleczyłam własne nietrzymanie moczu

17 marca 2022

Ok. Chcecie moją historię?

Skoro tak, to opiszę Wam jak rehabilitowałam sama siebie, z jakimi wyzwaniami musiałam się zmierzyć, ile razy chciałam to rzucić i jak sobie poradziłam. Wszystko to trwało dwa lata i dużo w tym czasie się działo. O kłopotach kobiecych wiedziałam wtedy tyle co większość z nas, dopóki się z nimi nie musimy mierzyć. Zazwyczaj wiemy, że nietrzymanie moczu mają starsze panie gdy coś je rozbawi. No, może jeszcze, że zdarza się po porodach naturalnych, bo przecież cesarka chroni dno miednicy, he he he.

No i urodziłam mojego trzeciego synka

A nie było łatwo. Maluch postanowił urodzić się w 38 tygodniu ciąży i miał wtedy „zaledwie” 4200g, co przy mojej posturze jest bardzo dużą wagą. To był niestety tylko początek kłopotów. No bo ja przecież jestem Matką-Polką i ze wszystkim zaczęłam szaleć. Przy trójce dzieci jest co robić! No i nagle przy kichnięciu odkryłam, że nie jestem w stanie utrzymać zawartości pęcherza. Wylatywało wszystko, nie jedna kropelka. A to kichnięcie zdarzyło mi się w sklepie. Wyobraź sobie ten wstyd, gdy nagle masz mokre spodnie.

W tym samym czasie miałam umówioną wizytę u ginekologa.

Postanowiłam zapytać go o ćwiczenia. Byłam przekonana, że lekarz będzie wiedział co i jak. Usłyszałam jednak, że mam obniżenie narządów, szyjka mojej macicy była bardzo nisko, widziałam ją w lusterku. Lekarz powiedział, że jeśli chodzi o nietrzymanie moczu, to świetnie sprawdzają się majtki (!) do nietrzymania (czyli takie pieluchy). Co do obniżenia, to powiedział, że „tego się nie ćwiczy, to się operuje”.

W drodze do domu płakałam.

Miałam 32 lata, trójkę dzieci, kochałam sport, i gubiłam mocz przy chodzeniu po schodach, a każde kichnięcie kończyło się niekontrolowanym opróżnieniem pęcherza. Czułam się jak kaleka. Do tego czułam bezsilność, bo usłyszałam, że ja niczego nie mogę z tym zrobić. Tu pojawiła się myśl, że kiedyś lekarze powiedzieli mi, że nie powinnam za dużo chodzić z moimi kolanami po kontuzjach, a ja przebiegłam nawet maraton.

No to poradzę sobie i z nietrzymaniem moczu!

Zaczęłam czytać, wyszukiwałam kursy i planować szkolenia. W międzyczasie zdiagnozowałam swój brzuch z rozejściem na pięć palców na pępku i uczyłam się podstaw rehabilitacji brzucha. Co było fantastyczne, to okazało się, że ćwiczenia brzucha wzmacniają dno miednicy, a dno wpływa na brzuch!

Ale trzeba było zacząć od początku

A na początku jest zaprzestanie szkodzenia sobie we wszystkim co robisz. I to najtrudniejsze zadanie jest podstawą każdej rehabilitacji. No bo po co ćwiczyć, jeśli za chwilę znów psujesz efekty złymi nawykami? W tej rehabilitacji podstawą jest zaprzestanie zgniatania brzucha, bo to podnosi ciśnienie w brzuchu, a duże ciśnienie obniża narządy (tak w skrócie)- wyjaśnienie znajdziecie w filmach na fb, to będzie ten z lekcją drugą.

Do tego należy nauczyć się robić wszystko bez parcia,

a mówiąc wszystko mam na myśli zwłaszcza sprawy w toalecie. I tu spotkałam największe wyzwanie pierwszych dni, bo okazało się, że nie potrafiłam oddać moczu bez napinania się. I nauka tej umiejętności zajęła mi kilka tygodni. A wydawało się na początku, że to będzie bułka z masłem…

Dalej opiszę jak poznałam ćwiczenia i jak nauczyłam się pić jak człowiek. W części trzeciej opowiem o pozycjach w ćwiczeniach. Bo taka rehabilitacja nie jest trudna, ale wymaga dużej dyscypliny i czasu, i to chyba najbardziej czasochłonna rehabilitacja jaką można sobie wyobrazić, bo z czasem zmieniamy całe nasze ciało.

Część druga

Wiemy już, że żeby cokolwiek poszło do przodu to musimy przestać sobie szkodzić. Ciężko jest zmienić z chwili na chwilę wszystkie nawyki. Wybrałam więc metodę stopniowej zmiany. Powiesiłam w domu fiszki (takie kolorowe karteczki), miały mi one przypominać o poprawie postawy w każdej sytuacji, jedna fiszka trafiła do wózka synka, w domu było ich 5. Nie chciałam tapetować ścian fiszkami, bo wiedziałam, że to mnie zniechęci. Wiele razy pojedyncze fiszki lądowały na podłodze czy były niszczone w widowiskowy sposób, gdy przypominały mi, że po prostu garbię się. Nie napiszę tu jakie rzeczy przechodziły mi wtedy przez myśl, ale nie miała o sobie dobrego zdania.

Najtrudniejszą część nauki musiałam odbyć w toalecie.

Całe życie ćwiczyłam moje dno miednicy zaciskając, nawet kiedyś ćwiczyłam przerywając strumień moczu, co jest absolutnie zabronione! Okazało się, że wydalenie moczu bez parcia jest niemożliwe. Nauka zajęła mi 6 tygodni, w czasie których musiałam zapoznać się z lusterkiem. Zadanie wygląda prosto: przyjmujesz pozycję półleżącą i stawiasz przed kroczem lusterko.

Na początku poznajcie się,

bo wiem, że większość z nas odczuwa negatywne emocje patrząc w swoje krocze, na szczęście ono nie gryzie (za mocno) i można się zaprzyjaźnić. Skup uwagę na miejscu pomiędzy pochwą a odbytem i spróbuj podciągnąć je do góry- w stronę brzucha, do środka ciała. I trudniejsza część- puść luźno to miejsce, nie dopychaj, nie przyj, tylko rozluźnij.

A teraz wyobraźcie sobie mnie kilka lata temu, gadającą do swojej waginy, a ona ani drgnęła!

No uwzięła się na mnie i nie chciała współpracować ani w jedną ani w drugą stronę. W tym czasie kupiłam książkę, którą polecam każdej kobiecie: „W drodze do istoty kobiecości”. Znajdziecie w niej 49 (chyba, bo nie mam jej przy sobie, żeby sprawdzić) dni pracy. W tej chwili są też dostępne ebooki na mojej stronie oraz warsztaty w których sama wszystko wyjaśniam. Każdego dnia mamy krótki opis jakiejś funkcji lub mięśnia i ćwiczenia do wykonania. To był strzał w dziesiątkę. Co prawda byłam już zapisana na kurs pracy tą metodą, ale książkę chłonęłam każdego dnia.

I mięśnie ruszyły.

To wyglądało trochę jak nauka kaligrafii- na początku ręka w ogóle nie chce cię słuchać, ale jeśli jesteś cierpliwy i ćwiczysz każdego dnia to z czasem z kulfonów wyłania się ładne pismo. Uwzięłam się ćwiczyć w każdej wolnej chwili, często brałam lusterko, dużo się denerwowałam, bo praca z własnym ciałem nigdy wcześniej nie sprawiała mi takiej trudności.

W tym miejscu muszę koniecznie zaznaczyć które ćwiczenie wzmocniło mięśnie na tyle, że zaczęłam czuć ich napinanie i z czasem kontrolować je w ćwiczeniach.

To „A” z „ABC” każdej kobiety. A „A” oznacza poruszaj miednicą. Wstań, ugnij lekko kolana i poruszaj miednicą tak, jakbyś miała w pochwie pędzel i chciała namalować nim koło na podłodze. Z czasem zauważasz, że ruchy stają się płynne, oddech spokojny, ciało rozluźnione. A dno miednicy w tym ruchu napina się i rozluźnia naprzemiennie, co wzmacnia je bez wywoływania nadmiernego napięcia.

Ruch ten można robić w każdej pozycji, warunkiem są ugięte kolana.

Możesz siedzieć na piłce, na dysku, w klęku podpartym, w leżeniu na plecach z małą piłką pod plecami. Ćwiczenie jest wspaniałym wsparciem w czasie całej ciąży, pierwsza faza porodu to właśnie „A” z oddechem, po porodzie pomaga nam postawić się na nogi. Polecam!

Wykonałam też dzienniczek mikcji

Dowiedziałam się z niego, że piję drastycznie mało. No bo jak piłam więcej to mocz uciekał, i z czasem ograniczyłam picie do dwóch szklanek dziennie. To stanowczo za mało. Pojawiły się zaparcia, które nie ułatwiały pracy w toalecie. Najdziwniejsze jest to, że wcale nie chciało mi się pić! Z różnych rozwiązań skutecznym okazało się zakup dużego kubka, ma około 500ml. Kubek ten stoi na stole i cały czas popijam po trochu.

Mój organizm był mi wdzięczny.

Ten nawyk pozostał jednym z moich ulubionych. Wiele kobiet ogranicza picie, bo chcą rzadziej chodzić do toalety. Pamiętajcie, że zdrowy człowiek oddaje mocz 6-10 razy dziennie. I to bardzo ważne, żeby ten mocz oddawać, to jest oczyszczenie naszego ciała.

Podsumowanie:

Wiemy już, że podstawą będzie zaprzestanie szkodzenia swojemu ciału, bez tego nie ruszymy- tu nawyki w toalecie, nie zgniatanie brzucha, a już zaczynam pisać część trzecią o ćwiczeniach, w których podstawą będzie zamknięcie dna miednicy w odpowiednim momencie. Następnie wzmacniamy powoli mięśnie poprzez ruch miednicą i naukę świadomego czucia napięcia i rozluźnienia mięśni, tu ważne jest, żeby naprawdę polubić się ze swoim dnem miednicy. Obserwujemy też całe ciało- nasze odżywianie i nawodnienie bardzo pomoże w pracy.

Część trzecia!

Przyszedł czas na ćwiczenia.

W tak delikatnej części naszego ciała jakim jest dno miednicy ćwiczenia wymagają od nas dobrego czucia swojego ciała. Dlatego najpierw poświęciłam kilka tygodni na to, żeby nauczyć się wyczuwać pracę tych mięśni w różnych pozycjach.

A z pozycjami nie było łatwo.

Okazuje się, że każdy człowiek odczuwa swoje ciało inaczej w różnych pozycjach, zwłaszcza jeśli chodzi o miejsca intymne. To tak samo jak w seksie: inaczej czujemy pieszczoty w różnych pozycjach. Ćwiczenia dna miednicy rozpoczynamy od pozycji, w której najlepiej odczuwamy napięcia i rozluźnienia mięśni. Z czasem okazuje się, że zaczynamy czuć je dobrze w każdej pozycji, co przy okazji sprzyja ćwiczeniu wszędzie i o każdej porze.

Z ABC poznaliśmy już A, czyli poruszaj miednicą.

To ćwiczenia, które robimy kiedy tylko się da. Brak wytycznych typu „zrób 25 ruchów w lewo i w prawo trzy razy dziennie” jest dla mnie fajne, bo mogę robić ćwiczenia wtedy, kiedy czuję ochotę, bez przymusu. Nie ma tu limitu minimum i maksimum, ale jest to też pułapka, bo musimy pamiętać o ruchu kiedy tylko się da.

Ćwiczenie B to napinaj i rozluźniaj rytmicznie

Każda kobieta powinna napiąć swoje dno miednicy co najmniej 50 razy w ciągu dnia. Kiedy? Jak myję zęby, jak zmywam, jak piszę ten tekst, jak stoję na przystanku czy w kolejce.

Ćwiczenie C okazało się tak trudne, że opanowanie go zajęło mi cały rok.

Otóż kilka razy w ciągu dnia powinnyśmy napiąć nasze dno miednicy (ale tylko dno, bez pośladków) na kilkanaście sekund, swobodnie oddychając. Jeśli po puszczeniu poczułaś rozluźnienie pośladków i brzucha to znaczy, że napięłaś dno za mocno lub za długo trzymałaś. To jest naprawdę bardzo trudne ćwiczenie.

Inne ćwiczenia

Z książki „W drodze do istoty kobiecości” nauczyłam się też ćwiczeń, takich jak zbieranie ryżu, czyli ruchy pochwą tak, jakbym próbowała zbierać ziarenka ryżu. Ruchy są szybkie z dobrym rozluźnieniem.

Inne ćwiczenie, które niezmiernie lubię to wyrywanie marchewki, które robimy w leżeniu na plecach z piłką pod miednicą. Tu rotujemy miednicę do dołu i wyobrażamy sobie, że łapiemy pochwą marchewkę, a potem rotujemy miednicę w przód (do góry) wyrywając marchewkę i na górze puszczamy ją, czyli rozluźniamy pochwę.

Jest jeszcze fantastyczna morela, którą wyobrażamy sobie wewnątrz naszej pochwy i staramy się ją dotknąć przednią ścianą, potem tylną, i po bokach, i przesuwamy ją do góry i w dół pochwy.

Jest też słonecznik, czyli napinanie i rozluźnianie mięśni dna miednicy jakby były płatkami słonecznika.

Chodzimy też na guzach kulszowych, czyli w siadzie prostym przesuwamy się do przodu przesuwając pośladki, potem ruch wykonujemy do tyłu.

Jeśli doszło do obniżenia narządów ważne będą tzw. pozycje odwrócone, czyli takie, gdzie miednica jest wyżej niż jama brzuszna. Przy obniżeniu tylnej ściany będzie to pozycja łokciowo-kolankowa, przy przedniej ścianie raczej leżenie na plecach z piłką soft-ball pod miednicą. W tych pozycjach wykonujemy dużo kręcenia miednicą, to jest podstawa, ale inne ćwiczenia też są ok.

Tu dochodzą jeszcze nawyki napinania dna miednicy zawsze wtedy, gdy ciśnienie w brzuchu będzie podniesione. Zwłaszcza gwałtownie! Czyli napinamy zawsze przed kichnięciem, kaszlnięciem, dmuchaniem nosa i dźwiganiem. I to jest bardzo ważne, żeby się tego nauczyć.

Po zakończonej rehabilitacji, gdy moje narządy były już na swoim miejscu i przez dłuższy czas nic się z nimi nie działo zachorowałam na grypę.

Kaszel był nie do zniesienia, trwało to ponad tydzień. Po tym czasie okazało się, że narządy znów się troszkę obniżyły. Należy o tym pamiętać, żeby zawsze po takim wysiłku dać czas mięśniom na ponowne wzmocnienie się poprzez częstszą pracę.

Cała zabawa trwała ponad dwa lata.

Były chwile radości, gdy po raz pierwszy podbiegłam do autobusu nie gubiąc moczu. Były też momenty, gdzie nienawidziłam moje ciało i chciałam na zawsze zostać pod ciepłą i ciemną kołdrą w moim łóżku. Nie poddałam się i systematycznie wprowadzałam nowe nawyki i ćwiczenia. Jeśli coś mi nie wychodziło, to po okresie chwilowego załamania, wymyślałam sposób a osiągnięcie celu.

Cała ta historia to nie tylko znajomość ciała i ćwiczeń, bo to wszystko jest w książkach dostępne dla każdego. To historia wyznaczenia sobie celu, poszukiwania drogi, sprawdzania różnych ścieżek i ostatecznego osiągnięcia sukcesu!