Kobiece wstydy…
W naszej kulturze kobieta ma przechlapane. I nie piszę tego jako feministka, tylko jako kobieta, która tu żyje i jest (jak mi się wydaje) świadoma tego i owego… Cały nasz system wychowawczy i myślenie większości ludzi opiera się o to, że kobieta jest słaba. Coś mi się kołacze w głowie (ale tego w szkole nie było), że w dawnych kulturach, nie pamiętam jakich, kobieta była bardzo poważana, bo wierzono, że to ona decyduje o wydaniu potomka. Gdy odkryto rolę mężczyzny w całym tym procesie to uwielbienie kobiety skończyło się – stała się narzędziem do osiągnięcia celu – potomka. Ale to może był jakiś mit? Ktoś coś kojarzy? A jak jest w dzisiejszych czasach? I to tu- w naszej kulturze a nie w krytykowanej przez nas np. muzułmańskiej.
Skupię się na mojej działce…
Czyli świadomości mięśni dna miednicy, brzucha, przygotowania do ciąży i porodu itp. Pomijam tu aspekty psychologiczne w wychowaniu dziewczynek – landrynek – o tych poczytacie u specjalistów z tych dziedzin. Gdy chłopiec idzie do toalety to może, a nawet powinien chwycić siusiaka, żeby trafić z siusianiem tam, gdzie chcemy, żeby trafił. Chłopcy za każdym razem, gdy udają się do toalety to czują i dotykają swoje narządy, oglądają je.
A dziewczynki?
Słyszałam niedawno w toalecie publicznej, jak dorosła kobieta (chyba mama) tłumaczyła małej dziewczynce jak ma się podetrzeć – „tak jak Cię uczyłam, delikatnie, tylko raz, więcej nie trzeba”. Ok, może mała ma otarcie czy coś. A może nie powinna się tam za dużo dotykać? Wiem od wielu kobiet przychodzących do mnie na terapię czy warsztaty, że były tego uczone w dzieciństwie. „Tam” się nie dotykamy, rączki na kołderkę, nie siadamy na krawędzi krzesła. Przykładów jest dużo. Jak myślicie, dlaczego potem wstydzimy się własnego ciała? Dlaczego tak łatwo nam wmówić, że jesteśmy nieidealne, że musimy się malować i ubierać w jakiś sposób? Dlaczego nie odczuwamy takiej satysfakcji z seksu, jaką mogłybyśmy?
A potem wyliczamy dalej.
Nie wiemy, że przed porodem należy trenować dno miednicy w połączeniu z oddechem, nie wiemy jak rodzić (samo się dzieje), po porodach gubimy mocz i do tego wstydzimy się do tego przyznać! Bo słabe mięśnie rąk czy nóg, albo o! pośladków to widać, ale dna miednicy już nie. Nie jesteśmy świadome nawet 10% naszych możliwości, a jeśli ktoś nas uświadamia to się tego wstydzimy. Dlaczego?
Obalmy tabu!
Mamy prawo czuć swoje ciało, bo gdy je poczujemy to wiemy jak ćwiczyć i wzmacniać. I nie piszę tu o sprawach erotycznych… albo nie, piszę (!) piszę o dobrym seksie. A co? Jestem kobietą i mam prawo czuć satysfakcję. Mam prawo nie gubić moczu i nie wstydzić się szukać pomocy. I w przygotowaniu do porodu też mam prawo. I mam prawo do rzetelnej edukacji o moim ciele- całym. Gdybym miała córkę to uczyłabym ją wszystkiego po kolei, bez krępacji, bez budowania zawstydzenia. A Wy? Uczycie córki? Wiecie jak? Bez wstydu, bo wstydem jest tego nie wiedzieć.